o dziecięcym jedzeniu

Jedzenie dzieci, to temat spędzający sen z powiek niejednego rodzica, w tym także mój.
Czy zjadły, ile zjadły, czy się najadły, znowu nie chciały jeść, jedzą w kółko to samo, nie jedzą, warzyw, jedzą tylko suchy makaron i tak dalej, i tak dalej…

Z zazdrością patrzyłam na dzieci wcinające kanapki z szynką i ogórkiem, czy tak naprawdę cokolwiek innego. Jedzenie od początku było problemem, choć wiem, że nie moich dzieci tylko moim. Biegaliśmy za nimi z każdym kęsem, a każdy kolejny posiłek jawił nam się jako koszmar. Gdy powiedziałam sobie dość, a raczej mój mąż mnie – odmieniło się!

Zawsze, gdy nadejdzie mnie pokusa jedzeniowego szantażu (jak nie zjesz to nie obejrzysz bajki, jak nie zjesz, to coś tam), wyobrażam sobie sytuację, w której ktoś stoi obok mnie i oczekuje ode mnie, że coś zjem, mimo że ja nie jestem głodna. Dodatkowo mam nałożoną mega wielką porcję i na połowę produktów nie mam akurat ochoty. Siedzę przed talerzem i czuję oddech zestresowanego kucharza, który rejestruje każdy mój kęs, ponagla mnie z każdym kolejnym i raz po raz czymś straszy.

Szacunek, to słowo klucz w każdej dziedzinie wychowania. Trzeba szanować uczucia i odczucia dziecka. Pozwolić mu być głodnym. Poczekać.  To trudne, bo przecież z tyłu głowy ciągle krzyczy zdesperowany głos: Boże! Ona przecież dziś jeszcze nic nie jadła!!! Ale trzeba wziąć głęboki oddech i zaufać, że nasze dziecko się nie zagłodzi. Pozwolić mu wybierać co chce zjeść (oczywiście w grę wchodzą zdrowe produkty, a wybór ogranicza się do maksymalnie trzech rzeczy), pozwolić na decyzję ile i kiedy chce zjeść. I o ile dziecko nie podjada przekąsek między posiłkami i nie zasyca się słodkimi sokami, to zgłodnieje prędzej czy później. Grunt to zachować spokój i z jedzenia nie robić wielkiego wydarzenia. Nie ustawiać całego życia rodziny wokół tematu czy i ile zjadła nasza pociecha. No i przede wszystkim, nie nazywajmy naszych dzieci niejadkami. Nie przypinajmy im łatki dziecka, które nie lubi jeść! Bo ta łatka stanie się naszą i dziecka rzeczywistością, niekoniecznie miłą i przyjemną.

2 Comments

  1. To ja jestem szczęściarą bo moje dzieci jedzą wszystko….ale nie zawsze. Ja wyznaje zasadę, ze jak dziecko nie chce jeść to niech nie je….ale….jak nie chce marchewki…ok…nie jedz, ale marchewka jest na oczy i nie będzie dzisiaj bajki, żeby oczy się nie zepsuły..jak nie chce mięsa…ok…ale mięso jest na siłę i wzrost i nie będziesz duży/duża jak tata/mama, zielone jest na włosy i nie będziesz miał/miła super fryuzury…na moje dzieci to działa…a jak nie mają ochoty na dany posiłek, to zabieram talerz i do nastepnego nie ma podjadania…może to trochę hardcorowe, ale działa, następny posiłek jest wcześniej…ale za to z dokładką…..w sumie u dzieci to jak i u dorosłych jednego dnia nie chca nic jeść a następnego dnia zjedzą co im się da…ale widzę, ze jak maja więcej słodyczy to nastepne dwa dni kiepsko z jedzeniem. I jak zauważyła dzieci lubią wybór, więc proponuję im to co uważam i wydaje się im, że jedzą co chcą…a jak coś wymyslają, to mówię, ze mama gapa i nie kupiła i następnym razem będzie…i o dziwo działa:) myślę, że na każde dziecko jest sposób:) a ja staram się nie popełniać błędów moich rodziców i nie wpychać nic siłe…nie chce to nie….a co jakiś czas robię badania i wychodzą ok, to się nie przejmuję:)

    Polubienie

    1. Ja się ciągle uczę, że dziecko samo wie kiedy jest głodne. Mam silnie zakorzenione w głowie, że jedzenie jest najważniejsze. I walczę z tym. Od jakiegoś czasu szczęśliwie udaje mi się nie robić z posiłków wielkiego wydarzenia. Ja jestem spokojniejsza i dzieci szczęśliwsze:-)

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s