zadra

Gabrysi w palec wbiła się zadra.
Zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica jest to sytuacja, delikatnie mówiąc, mało komfortowa. Dla dziecka, bo coś dziwnego siedzi mu pod skórą i boli, dla rodzica – bo najłatwiejszym sposobem wyciągnięcia tego coś jest igła.
No więc biegnie Kasia wołając, że Gabi potrzebuje pomocy, a za nią płacząca Gabrysia z wyciągniętym paluszkiem.
Tata przytula, mama kątem oka ocenia sytuację i dyskretnie udaje się po igłę i octanisept. Gabi przeraźliwie krzyczy, a Kasia opowiada historię jak to jej kiedyś wbiła się zadra. Powstaje chaos.
– Gabrysiu, daj popsikam na palec, to przestanie trochę boleć.
Gabi z ufnością wyciąga rączkę, ale dostrzega igłę i krzyczy z powagą i przekonaniem:
– nie! nie chcę! przejdzie mi! idź sobie!
– to chodź pomoczymy palec w wodzie, to zadra sama wyjdzie.
Niestety opcja bezigłowa szybko zostaje zaniechana, ponieważ Gabrysia widząc czarne coś pod skórą stwierdza, że musimy ją zostawić i że to jej na pewno samo przejdzie. Później słyszę jeszcze od córki, wymawiane głosem groźnym i stanowczym, cedzonym przez zaciśnięte zęby:
– zostaw ten palec! to nie ta ręka!
Po trwającej kilka minut dramatycznej akcji ratunkowej, zadra została pokonana, pacjentka z lizakiem w buzi zapomniała o stresie, a rodzicom jeszcze przez pół godziny trzęsły się ręce.

2 Comments

    1. u nas różnie, drzazga też, ale zadra częściej 🙂 Ale daleko szukać, w Łodzi na zajezdnię mówi się krańcówka, a na bilet miesięczny – migawka:-) Niby ten sam kraj a dogadać się niełatwo.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do magda Anuluj pisanie odpowiedzi