Znacie serial Bujdy na resorach, gdzie Złomek opowiada niestworzone historie,
a zdezorientowany Mcqueen słucha i na domiar wszystkiego dowiaduje się, że brał we wszystkim udział.
No właśnie. My mamy swoje rodzinne bujdy.
Jadę z dziewczynami do przedszkola. Mówię, że chyba już czas posprzątać budki lęgowe, żeby na wiosnę mogły przyjąć nowych gości.
Kasia: ooo super, może znajdę jakieś opuszczone jajko i się nim zaopiekuję.
Rozmarzając się lekko kontynuuje: i opiekowałabym się nim i wyklułby się z niego ptaszek.
Gabi słucha i z niesmakiem komentuje: tylko żebyś go nie zgniotła, jak to poprzednie.
Kasia patrzy ze zdziwieniem, nie wiedząc o co chodzi.
No nie pamiętasz, to jajo bażanta, co znalazłam, a ty jest zdeptałaś.
Na twarzy Kasi widzę pewną konsternację, ale jakby odcinając się od historii Gabi, zaczyna znowu: bo ja to bym chciała zabrać jakieś jajko, żeby móc je wysiedzieć…
Gabi z pełnym przekonaniem: No przecież już zabrałaś, nie pamiętasz? No przecież znalazłaś jajo bażanta, takie okrągłe. Tylko je zgniotłaś.
Kasia wyraźnie zdenerwowana, woła: maaamooo?! tak było? Ja nic nie pamiętam.
Zanim zdążam odpowiedzieć, Gabi robi to za mnie: no było, było!
Sytuacja robi się napięta. Wiem, że Gabi szczerze wierzy w swoją wersję, ma do tego prawo. W jej wieku rzeczywistość i fantazja przeplatają się swobodnie, zacierając granice. Nie chcę jej tego odbierać.
Wiem też, że dla Kasi fakt nie pamiętania wymyślonej historii siostry jest frustrujący i mocno stresujący. Nie chcę aby tak się czuła.
Dojeżdżamy do przedszkola. Temat się kończy. Przynajmniej na chwilę…