Na zajęciach z Taekwondo dziewczyny przez kilka miesięcy wałkowały temat Obcego. Trener uczył je, co zrobić, gdy takowy podejdzie, jak zareagować, jak się zachować. Jak poinformować otoczenie, że jesteśmy zagrożeni. Na koniec był nawet egzamin z Obcego. Wszystko po to, by dzieci naturalnie wiedziały jak się zachować, gdy nadejdzie zagrożenie z zewnątrz. Uspokajało mnie to. Czułam się bezpiecznie. Miałam przekonanie, że Obcy nie ma z nami szans.
Myliłam się.
Obcy pojawiał się już wcześniej. Mam wrażenie, że od zawsze był w pobliżu naszego domu. Często nas odwiedzał. Udawał, że nie jest Obcym. Udawał, że jest członkiem naszej rodziny. Choć zawsze jego wizyta pozostawiała niepokój i wyrzuty sumienia. Często smutek.
Obcy przychodzi niespodziewanie. Podczas codziennych obowiązków. Obcy zawsze mówi moim głosem. Czepia się. Jest niesprawiedliwy. Wpada w złość. Oceania. Straszy.
Obcy ma w zwyczaju znikać niemal niepostrzeżenie. Pozostawiając niesmak i wyrzuty sumienia.
Na zajęciach z taekwondo dziewczyny uczyły się co zrobić, gdy Obcy nie odpuszcza. Trzeba wołać głośno: Obcy! Obcy! Obcy! Tak, żeby wszyscy usłyszeli i przybiegli z pomocą.
Dlaczego nie krzyczały, gdy przychodził do naszego domu? Dlaczego zamiast krzyku moich dzieci pojawiają się tylko łzy?
Wczoraj odwiedził nas obcy.
Zobaczyłam go. Usłyszałam go wyraźnie. Zdemaskowałam.
Zaczęłam krzyczeć: Obcy! Obcy! Obcy!
Obcy odszedł. Zostawił wielki smutek.
Wczoraj zobaczyłam Obcego. Zobaczyłam siebie taką, jaką wierzyłam, że nigdy nie będę. Zobaczyłam w oczach dziecka to, czego nigdy nie chciałam zobaczyć. Byłam Obcym. Obcym w oczach moich dzieci.