Na zimowy wyjazd nasze dzieci czekają cały rok. Bawią się w narty przyczepiając sobie do stóp kawałki kartonu, wykorzystując do tego olbrzymią ilości taśmy klejącej. Na miesiąc przed, tworzą kalendarz i każdego dnia odznaczają, skrupulatnie licząc ile dni zostało. Jest to jeden z najbardziej upragnionych tygodni w roku.
Przełamując czteroletnią tradycję, zamiast do Murzasichla pojechaliśmy do Szczyrku. Spotkało się to z wielkim niezadowoleniem naszych dzieci, no bo jak to, jakieś zmiany? Po co? Po pierwszym dniu nart też zaczęłam się zastanawiać czy oby na pewno te zmiany są takie dobre. Wydawały się mocno przereklamowane.
Trafiliśmy na stok Krasnal, który okazał się zdecydowanie za krótki i zbyt płaski jak na umiejętności dziewczyn. Beskid Arena, która oferuje doskonałe warunki, była ciut za trudna. I klops. Pierwszy dzień upłynął pod znakiem porównań, smutku i powtarzanych jak mantra słów: to nie są żadne góry, to jest Majorka. Dzieci zasypiały mocno rozgoryczone niewiedząc, że Szczyrk ma jeszcze kilka asów w rękawie.
Asy były dwa.
Stok Biały Krzyż, niemal idealny, pięknie położony w przełęczy Salmopolskiej. 300 metrów stoku stało się świetnym terenem ćwiczeń narciarskiej techniki naszych dzieci.

Drugim Asem okazało się miejsce, w którym zamieszkaliśmy – Górska Legenda. Miejsce niezwykłe, pachnące pierniczkami, wypełnione domową atmosferą i spokojem. Wnętrza dopieszczone w najmniejszym szczególe, przepyszne śniadania i aromatyczna kawa parzona według kuchni pięciu przemian. Animacje dla dzieci, czas na książkę, sauna i narciarnia, z której codziennie rano wyciągasz ciepłe buty. Wisienką na torcie, jeśli można tak powiedzieć, są właściciele, uśmiechnięci, życzliwi, sprawiający, że ich dom stał się moim domem.

Ten wyjazd był inny. Intensywny narciarsko i leniwie cudowny wieczorami. Dzieci szczęśliwe znikały z pokoju na długie godziny by piec babeczki, odkrywać tajemnice lodowych krain czy przeprowadzać skomplikowane eksperymenty. My czytaliśmy, nadrabialiśmy filmowe zaległości – serial The End of the F***ing World okazał się jednym z lepszych, jakie udało się nam zobaczyć w ostatnim czasie.

Podczas tego tygodnia zostały też spełnione dwa marzenie dzieci. Spróbowały jazdy na snowboardzie – tu stok Krasnal zmył z siebie pierwsze złe wrażenie i zachwycił idealnymi warunkami do nauki – i wjechały wyciągiem z kanapą.
Ostatnie dwa dni spędziliśmy na stoku w Wiśle. Klepki okazały się stokiem idealnym. Długim – 600m i idealnie nachylonym do umiejętności dziewczyn.
Tydzień minął szybciej niż byśmy chcieli. Do domu wróciliśmy narciarsko usatysfakcjonowani. Okazuje się, że gdy ma się 6 i 8 lat, coś takiego jak zmęczenie nie istnieje. Z czego, tym razem, rodzice korzystali w pełni 🙂 Wróciliśmy też bogatsi o małego przyjaciela o imieniu Kształcik. Dziewczyny zapytane o miejsce kolejnego zimowego wyjazdu odpowiedziały nadwyraz zgodnie 🙂 My też już wiemy.