Usypianie w ramionach ojca albo przy piersi mamy kształtuje w nim zdrową postawę w stosunku do snu i zasypiania. Dziecko uczy się, że pójście spać nie jest cierpieniem i nie obawia się pozostawać w stanie snu.
Dla kontrastu wyobraź sobie teraz dziecko śpiące w łóżeczku i nocne karmienie. Śpiące samotnie dziecko budzi się samo. Nie ma z tobą kontaktu. Najpierw się wierci, potem woła. Wciąż nie ma z tobą kontaktu. Pojawia się lęk i dziecko zaczyna płakać. Po chwili płacz dziecka budzi mamę. Podrywasz się, zataczając przechodzisz przez przedpokój i zwykłe uspokojenie dziecka nocą przeistacza się w operację zakrojoną na szeroką skalę. Zanim dotrzesz do dziecka, ono już płacze na dobre. Jest rozbudzone i mocno zdenerwowane. Ty jesteś rozbudzona i mocno zdenerwowana. Uspokojenie dziecka, które miało być naturalnym skutkiem tej sytuacji, nie jest już automatyczną reakcją na płacz dziecka, lecz niechętnie wykonywanym obowiązkiem. Uciszenie płaczącego i rozzłoszczonego dziecka zajmuje ci więcej czasu, niż gdyby się nie rozbudziło na dobre. W końcu kładziesz je do łóżeczka. Teraz ty jesteś rozbudzona i nie jest ci łatwo zasnąć. Z powodu odległości, która dzieli was podczas snu, jest mało prawdopodobne, by cykle snu mamy i dziecka zharmonizowały się. Jeżeli dziecko obudzi się, przechodząc do fazy snu lekkiego, a mama w tym momencie będzie w głębokim śnie, zacznie się proces nieskoordynowanych wzajemnych przebudzeń. Wybudzanie się z głębokiego snu po to, by nakarmić dziecko, sprawia, że nocne rodzicielstwo jawi ci się jako mało atrakcyjne, prowadzące do permanentnego niedospania mamy i taty.
Szkoda, że jak dziewczynki były małe skupiłam się na poradach Tracy Hogg i robiłam tyle rzeczy wbrew sobie.