Wracamy samochodem od dziadków. Rozmawiamy o kolejnym dniu i o tym, że fajnie byłoby zdążyć do przedszkola na śniadanie. Jak wszem wobec i każdemu z osobna wiadomo, choć bardzo się staramy, to przez ostatni rok udało się nam to może dziesięć razy. Dumni z tego nie jesteśmy wcale. Jednak, jak po pięciu latach budzenia się razem ze słońcem, a często i długo przed nim, nasze córki zaczęły spać do godzin uznawanych za przyzwoite, to musielibyśmy być szaleni budząc je wcześniej.
Ale teraz Kasia jest w zerówce i z powagą podchodzi do swojego wieku i faktu, że jest starszakiem. Zależy jej na tym, aby być na czas. Ma budzik i codziennie wieczorem pilnuje żeby został włączony. Ja skrupulatnie przestawiam wskazówkę 🙂
Wracamy więc od dziadków i rozmawiamy o marzeniach i spadających gwiazdach i o tym, że śniadanie w przedszkolu to fajny plan. Kasia z wielką nadzieją w głosie zwraca się do siostry: – Gabryniu, nie będziesz jutro rano się awanturować? Wiesz, to zdążymy na śniadanie. Na co Gabi, jak zawsze asertywnie, odpowiedziała krótko: – Będę!
Dyskusja została skończona. Kasia wymownie na mnie spojrzała i wróciła do tematu marzeń i spadających gwiazd.
Gabrysia znana jest ze swoich szybkich i celnych odpowiedzi. Ostatnio, gdy ja byłam w pracy, a tata zdobywał morza i oceany, Gabrysia została pod opieką babci Danusi.
Jako jednostka asertywna – mówię tu o Gabi – często wyraża sprzeciw wobec wszystkiego i wszystkch. Na stwierdzenie babci, że jeszcze chwila, a pojadę do domu, nasza córka z pewnością, hardością i satysfakcją w głosie odpowiedziała: a czym? skoda zepsuta!
No i koniec tematu. Jak zawsze zresztą:-)