Mąż zakupił lampę owadobójczą. Wielką, sklepową, profesjonalną. Nasze muchy nie mają szans. Uodporniły się na spraye, mazidła okienne i tradycyjne łapki. Ostatnio były wszędzie doprowadzając nas niemal do łez.
Lampa wzbudziła wielkie emocje męża i dzieci. Fioletowe światło i charakterystyczny dźwięk, gdy mucha zostaje zaskoczona obecnością drucików z prądem, były lepszą atrakcją niż robienie z mamą zaproszeń na urodziny.
Co jakiś czas Wojtek sprawdzał efekt działania lampy. Gdy Kasia zobaczyła, co ta lampa rzeczywiście robi bardzo posmutniała.
– tato, ale przecież one już nie wrócą do swojej mamy, siostry, brata, babci. Rodzinie będzie smutno, że ich nie ma.
Tata, próbując wybrnąć ze ślepego zaułka, w którym okazał się być pogromcą rodzin, powiedział: – ale oni są już wszyscy razem Kasiu…
– u Pana Boga tato?
– tak kochanie, wszystkie muchy latają teraz u Pana Boga.
Gabi słysząc rozmowę, podbiegła do mnie i woła:
– mamo, ja nie chcę do Pana Boga, dobrze? ja nie chcę!
Nie zdążyłam zareagować. Kasia była pierwsza:
– Gabryśka, jak będziesz starą babą to wtedy pójdziesz do Pana Boga, nie teraz!
Cóż. Pozostało mi tylko potwierdzić i zaproponować dalsze robienie zaproszeń.