Podobno konflikt między rodzeństwem jest nieunikniony. Podobno, to naturalny etap
w rozwoju. Podobno uczy relacji międzyludzkich, pozwala znaleźć rozwiązania trudnych sytuacji, uwalnia emocje, pozwala je nazywać. Podobno.
A przecież kłótnia rodzeństwa, w której nierzadko padają obraźliwe słowa i dochodzi do rękoczynów, to sytuacja krytyczna. Krytyczna przede wszystkim dla mnie, dla przemęczonego i niewyspanego rodzica, którego największym marzeniem jest chwila ciszy i gdy ta cisza się pojawia, chciałbym aby trwała wiecznie. Do tego dochodzi to dziwne uczucie, kiedy widzi się dzieci pałające do siebie nienawiścią. Połączenie smutku, wściekłości i bezradności. Często przyłapuję się na tym, że zamiast delektować się ciszą, gdy dziewczyny bawią się w swoim pokoju, nerwowo nasłuchuję symptomów zbliżającej się burzy. Czekam. Gdy burza nadchodzi, biorę dwa głębokie oddechy i nadal nasłuchuję, czekam.
W znakomitej większości przypadków dziewczyny same rozwiązują konflikt. Niestety są sytuacje, kiedy moja interwencja jest konieczna. Wtedy oddechy biorę trzy, często cztery.
Jakiś czas temu dziewczyny układały puzzle. W pewnym momencie coś poszło nie tak, ktoś komuś zabrał element, ktoś coś niechcący rozwalił. Efekt: wściekła wrzeszcząca Kasia i płacząca Gabi, uciekająca do łazienki. Próba pomocy Gabrysi nie powiodła się, rozżalenie i złość kazały jej wygonić mnie z bezpiecznego schronienia. Naburmuszona Kasia nawet nie spojrzała w moją stronę.
Po chwili wkraczam. Mówię, do Kasi, że widzę, że miały jakiś problem i że wywołał duże emocje, że zabranie puzzli Gabi nie było w porządku i mogło jej sprawić przykrość.
Mija kilka minut, Gabi nadal szlocha w łazience, ponownie odrzucając moją propozycję pomocy. W pewnym momencie Kasia wchodzi do łazienki i zamyka drzwi. Słychać rozmowę. Słychać śmiech. Wychodzą trzymając się za ręce. Wracają do układania puzzli.
Patrzę na moje córki i duma mnie rozpiera, a w oku kręci się łza wzruszenia. I tak sobie myślę, że warto zaufać dzieciom, warto pozwolić im zmierzyć się z trudną sytuacją. Warto, bo te bąble doskonale wiedzą, co jest dobre, a co złe, a empatia nie jest dla niech tylko pustym, modnym słowem.
Zastanawiam się, co byłoby gdybym sytuację rozegrała inaczej. Mogłam przecież powiedzieć: jak nie umiecie bawić się puzzlami to je zabieram. Zawsze tak się kończy Wasza zabawa. Tylko wrzeszczycie na siebie. Mam dość takiego zachowania. Kaśka, Ty jesteś starsza, powinnaś ustąpić. Zobacz Gabi jest jeszcze malutka.
Mogłam, ale chyba wiem, jak to by się skończyło…